Opuść siodło by zwyciężyć

Matej Mohoric zjeżdża z Poggio na rowerze z opuszczaną sztycą.
Matej Mohoric zjeżdża z Poggio na rowerze z opuszczaną sztycą. Fot. Bettini/LaPresse, materiały prasowe RCS.

Matej Mohoric wygrywając pierwszy monument sezonu 2022 Mediolan – San Remo na rowerze z opuszczaną sztycą wprowadził w osłupienie konserwatywny świat zawodowego kolarstwa. 

Mistrz zjazdów

Aktualny mistrz Słowenii słynie ze znakomitych umiejętności zjazdowych oraz wyjątkowej odwagi. Jest jednym z tych kolarzy, którzy chętnie przyjmowali radykalnie aerodynamiczną pozycję nazywaną “super tuck”, zabronioną przez Międzynarodową Unię Kolarską w 2021r. 

Nie stroni też od ryzyka, szukając przewagi dla siebie lub kolegów z drużyny Bahrain-Victorious, wykorzystując każdy centymetr szosy, tnąc zakręty głęboko niczym kierowca bolidu F1. 

Po zwycięstwo w Mediolan San Remo 2022 pomknął atakując na zjeździe z ostatniego wzniesienia dnia, słynnego Poggio. To ikoniczne miejsce dla wyczynowego kolarstwa. 

Po pokonaniu 300km peleton ma za sobą selekcję i ataki na tym niewielkim wzniesieniu. Czas podjazdu to niespełna 6 minut (3,7km, średnio 3,7%, max 8% stromizny), natomiast nie ma tam już miejsca na chwilę wytchnienia: wszyscy jadą “a bloc”

Na szczycie zazwyczaj melduje się kilku, kilkunastu kolarzy, którzy rozpędzeni wpadają na ostatni zjazd dnia. To bardzo szybki, kręty i niebezpieczny odcinek. 

I to właśnie na nim Mohoric dogonił Pogacara, van Aerta, van der Poela i Kragha Andersena a następnie wyprzedził ich na pierwszym zakręcie i ryzykując wszystko zdobył kilka sekund przewagi, które utrzymał do mety usytuowanej na słynnej Via Roma. 

Podczas zjazdu z Poggio kilkukrotnie był blisko wypadnięcia z trasy. Niemal ocierał się o mur oporowy, wyskakiwał z betonowego odpływu, w ostatnich momentach korygował tor jazdy. Granica między zwycięstwem a porażką lub nawet tragedią była faktycznie marginalna. 

Rodowód: mtb

W relacji Eurosportu nie było widać tego dokładnie, ale na mecie okazało się, że w rowerze Mohorica zamontowana jest opuszczana sztyca. Sprzęt znany kolarzom górskim a ostatnio także entuzjastom graveli. 

W świecie szosowym taki sprzęt wcześniej przykuł uwagę tylko raz, w 2013r w rowerze Ivana Basso. Był to prototyp sztycy FSA, który wówczas potraktowano jako pewne kuriozum. 

Tym razem jednak sprawa wygląda o wiele poważniej. Mohoric żartobliwie stwierdził nawet, że stosując droppera “zniszczył kolarstwo”. 

Biorąc pod uwagę, że zawodowy peleton jest dość konserwatywny (wystarczy popatrzeć jak długo profesjonaliści przekonywali się do hamulców tarczowych), w tej uszczypliwej uwadze jest coś na rzeczy. 

Mohoric całą akcję zaplanował jednak dość precyzyjnie a gdy pierwsze emocje opadły, warto przyjrzeć się tematowi uważniej. 

Opuszczane sztyce stały się popularne przede wszystkim w środowisku enduro. Tam, gdzie można cieszyć się jazdą, np. w kompleksach singletracków a gdzie nie ma wyciągu, dropper jest idealnym rozwiązaniem. Pod górę podjeżdżamy w normalnej pozycji, na zjazd siodło wędruje w dół, po naciśnięciu manetki, bez konieczności korzystania z kluczy czy szybkozamykacza. 

To ważne, ponieważ ustawiamy siodło normalnie, w prawidłowej, ergonomicznej i pozwalającej efektywnie pedałować pozycji i obniżamy w razie potrzeby.

Natomiast użycie do tego klasycznego zacisku powoduje nie tylko stratę czasu czy porysowanie sztycy, ale też konieczność precyzyjnego powrotu na pierwotną wysokość po zakończeniu zjazdu co niekoniecznie jest proste w warunkach terenowych.

Po co właściwie obniżać siodło?

Siodło opuszczamy, by mieć większą kontrolę nad rowerem, łatwiej balansować i przenosić ciężar ciała a także obniżyć środek ciężkości. Różnica w komforcie, prędkości i bezpieczeństwie jazdy na trudnych szlakach jest ogromna. 

Wraz ze wzrostem trudności tras w olimpijskiej odmianie kolarstwa górskiego, czyli cross country, opuszczane sztyce chętnie zaczęli stosować również zawodnicy i zawodniczki XC. W sytuacji, w której na każdej rundzie do pokonania są wysokie uskoki, bandy, rock gardeny i wiele innych przeszkód, a to wszystko na zmęczeniu i z wysokim tętnem, możliwość opuszczenia siodła w czasie jazdy staje się bezcenna. 

Z kolei w rowerach gravelowych dropper to głównie bezpieczeństwo i możliwość jazdy po trudniejszych trasach na rowerze, gdzie środek ciężkości jest wyżej, kierownica węższa a amortyzacji jest brak lub jest niewielka. 

Wydawałoby się, że rower szosowy jest ostatnim miejscem, w którym opuszczana sztyca znajdzie zastosowanie. Obecne na rynku modele nie są aerodynamiczne, do tego takie rozwiązanie jest cięższe od klasycznej sztycy.

Topowe modele dropperów ważą ok. 320-350g, do tego należy doliczyć jeszcze linkę, pancerz i manetkę (bezprzewodowa wersja elektryczna jest nieznacznie cięższa). Komplet jest więc około 200 cięższy niż wersja bez możliwości zmiany wysokości. 

Dodatkowo montaż takiego wspornika jest uciążliwy: wymaga demontażu środka suportu, wyjęcia widelca a w przypadku zintegrowanego kokpitu dalszych czynności serwisowych. 

Z punktu widzenia kolarza zawodowego, najmniejszym problemem jest zbędna masa. Limit wagowy roweru wg. UCI wynoszący 6,8kg powoduje, że profesjonaliści i tak często muszą obciążać swój sprzęt lub stosować nieco cięższe komponenty. Kłopotliwe mogą być natomiast potencjalne awarie a także wspomniana aerodynamiczna “kara”. 

Ograniczenia -> innowacja

W sezonie 2021 Międzynarodowa Unia Kolarska, kierując się względami bezpieczeństwa lub innymi, sobie tylko znanymi powodami, postanowiła uregulować kwestie przyjmowanej pozycji na rowerze. 

Zabronione zostało opieranie przedramion na kierownicy w celu przyjęcia bardziej opływowej sylwetki. Zakazane zostało także nadmierne wychylanie się przed i za siodełko. Kolarze tacy właśnie jak Mohoric czy Michał Kwiatkowski potrafili niemal “owinąć się” wokół mostka by przesuwając środek ciężkości i zmniejszając opór aerodynamiczny uzyskać większą prędkość na zjeździe i zyskać przewagę nad rywalami. 

Mohoric, który chętnie podejmuje ryzyko na zjazdach stracił w ten sposób jeden ze swoich atutów. Przygotowując się do tegorocznego Mediolan – San Remo wraz ze swoimi mechanikami zdecydował się więc właśnie na użycie opuszczanej sztycy. 

Już kilka lat temu prezenterzy GCN w jednym ze swoich, pozornie zabawnych testów, sprawdzili, że na zjeździe trwającym około 4’30” pozycja z obniżoną sztycą daje około 10” przewagi. Wówczas nie miało to szczególnego znaczenia, ponieważ porównanie dotyczyło jazdy na siodełku a zawodowcy i tak ścigali się w dół w pozycji “super tuck”. Gdy UCI jej jednak zabroniła, od razu pojawiły się żartobliwe głosy o możliwości kariery opuszczanych sztyc na szosie. 

Oglądając zjazd z Poggio byłem zaskoczony jak szybko Mohoric zdobywa przewagę nad rywalami. I to nie nad byle kim. Trzeba bowiem pamiętać, że Tadej Pogacar, któremu Mohoric uciekł dwa tygodnie wcześniej wygrał Strade Bianche atakując nie tylko na zjeździe, ale na zjeździe szutrowym. Jego technika jest rewelacyjna, podobnie jak wywodzącego się z przełajów i świetnego specjalisty czasówek van Aerta. 

Co więcej, Mohoric nie tylko zjeżdżał szybciej, ale też kilkukrotnie ratował się z opresji, w czym niewątpliwie niższa pozycja, lepszy balans i więcej miejsca na manewrowanie ciałem  były mu bardzo pomocne. 

https://twitter.com/VelonCC/status/1505254978071502850

Ile waży komfort na zjazdach?

Sztyca, którą Słoweniec zastosował w swojej Meridzie to Fox Transfer SL. Zaprojektowana z myślą o rowerach cross country i gravelowych. Pozwala na obniżenie siodełka o 75mm. Waży wraz z manetką ok. 380g, co do zasady tyle samo co np. DT Swiss 232ONE. To jedne z najlżejszych modeli na rynku, aczkolwiek podobne parametry mają także topowe wersje Kind Shock oraz Bike Yoke. Wśród coraz liczniejszej konkurencji wyróżnia się Rock Shox który oferuje swoją sztycę w wersji bezprzewodowej jako element ekosystemu AXS. Za komfort płacimy tam niemal podwójnie: zarówno cena jak i masa są wyraźnie wyższe niż modeli obsługiwanych linką. 

Piłka jest teraz po stronie UCI, ale też producentów sprzętu. Zobaczymy, jak na innowację, która wpłynęła na wynik legendarnego wyścigu zareaguje powściągliwa w takich sytuacjach federacja. Opuszczane sztyce obecnie nie są nowością jako taką. To sprzęt sprawdzony i solidny. Nowatorskie było jednak jego zastosowanie w zawodniczym rowerze szosowym jako odpowiedź na restrykcyjne przepisy związane z pozycją przyjmowaną przez kolarzy. 

Równocześnie jednak jako taka de facto zwiększa bezpieczeństwo, co wynika z samej idei zjeżdżania z ustawionym niżej siodłem. 

To zatem ciekawy casus i niełatwa sprawa dla władz światowego kolarstwa. 

Równocześnie można się spodziewać, że przynajmniej kilku producentów na fali entuzjazmu związanego ze spektakularnym sukcesem Mohorica zacznie prace nad dropperami w wersji aerodynamicznej. Zyskać możemy na tym wszyscy, ponieważ w konstrukcji obniżanych sztyc jest jeszcze sporo do poprawy: ergonomia manetek, montaż a także niewielki, lecz irytujący luz roboczy. Tu zastosowanie typowego dla sztyc aero przekroju w kształcie litery “D” może pomóc, zatem droppery aero, choć ciężkie, mogą być ostatecznie bardziej funkcjonalne. 

Zdjęcie na okładce: Matej Mohoric zjeżdża z Poggio na rowerze z opuszczaną sztycą. Fot. Bettini/LaPresse, materiały prasowe RCS.

Autor: Marek Tyniec

Tworzę treści w internecie od 1999r. Byłem redaktorem naczelnym bikeWorld.pl, pracowałem jako rzecznik prasowy maratonów rowerowych. Prowadzę autorski magazyn o kolarstwie XOUTED. Od 25 lat startuję w zawodach mtb. Na co dzień zajmuję się marketingiem w branży IT.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.